spalając się jak ćma w płomieniu świecy, gnam za kapeluszem, co go raz w życiu spotkałem na pewnej głowie... i choć kapelusz ten nie należał wcale do tej głowy, to jednak zapamiętam ich jako jedną całość... polubiłem kapelusze...
spotkałem też konia... spotkałem go, gdy dumnie wpatrzony przed siebie, niósł na grzbiecie swym pewne ciało... koń nie należał do ciała, ale zapamiętam ich jako jedną całość... polubiłem konie...
widziałem też kamień, na którym siedział pewien tyłeczek... kamień trwał nieruchomo, mimo iż spoczywająca na nim część ciała należała do wielce atrakcyjnych... i choć kamień nie należał do tyłeczka, to jednak zapamiętam ich jako jedną całość... polubiłem kamienie...
i teraz siedzę w domu i patrzę na tego konia uwiązanego na balkonie... ne te kamienie rosypane w pokoju... i na kapelusz, który wisi na haku... tylko to mi zostało...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz