zamówiłem w sklepie internetowym śniadanie na dziś... nie doszło... chyba nie powinienem się dziwić... lepsi ode mnie zaśmieją się głośno, litościwie na mnie spoglądając.. ot błazen się znalazł..
miałem sen...
siedziałem na koniu, który nerwowo stąpał w miejscu na zboczu wzgórza... czarny koń, czarne wzgórze, czarne niebo... patrzyłem na równinę, gdzie zbierali się ludzie... ludzie, którzy kiedyś mi ufali... dobiegały do mnie głosy pełne oskarżeń... oburzeni, zdenerwowani ludzie... pełni nienawiści... nie dziwię się wcale, że mój koń nerwowo parskał, grzęznąc kopytami w kamieniach... bał się... ja również odczuwałem strach.. gdzieś w oddali zamruczało groźnie niebo... błysnęło... pierwsze krople deszczu spadły mi na głowę, ramiona..
tłum podchodził coraz bliżej do wzgórza, mimo zrywającej się wichury... poklepałem konia po głowie... jedynym ratunkiem była ucieczka... wiedzielismy o tym obaj...
wzmógł się deszcz...
tłum coraz bliżej i pomruki nieba jakby bardziej złowieszcze... nie był to dobry moment na konfrontacje... ziemia pod koniem zaczęła mięknąć... postanowiłem odjechać... spiąłem konia i zawróciłem... wtem obsunęła się ziemia spod końskich kopyt... zacząłem spadać w dół.. lawina kamieni i błota, koń i ja... ruszyliśmy w dół z ogromnym impetem.. trwało to wieczność... zamknąłem oczy... byłem bezsilny... w końcu ruch ustał...
leżałem spokojnie na ziemi u podnóża góry... odważyłęm się otworzyć oczy... gdzieś w oddali zobaczyłem uciekającego konia... mój kapelusz leżał pod stertą kamieni kilka metrów dalej...
obdarty z godności... a ludzie stali nade mna i cieszyli się mym nieszczęściem...
w końcu ktoś poniósł karę za ich niepowodzenia...
myśl dnia (nie moja tym razem... dziękuję M. zwanej M. za zgodę na publikację):
"pij, będziesz łatwiejsza... ja już jestem łatwa, tylko ty jesteś ciotą"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz