wena zatonęła jak Titanic, gdy zderzyła się z pewną coroczną imprezą studencką... szybko poszła na dno i nikt nie zamierza jej stamtąd wyciągać.. na razie.. takie "zostawcie Titanica"..
zacznijmy od początku jednak...
słońce oświetlało jednorodzinne domki gdzieś na północy W... rozmowa o wszystkim i o niczym.. taka moja nowa oaza spokoju ulokowana bliżej niż ta najważniejsza, ale odnajduję tam spokój... brak sensu w tym zdaniu, ale cóż.. urocza, lekko zachwiana orientacja w terenie i w czasie.. no ale w pełni zrekompensowana dobrą kawą ;]
następnie godziny spędzone w pająku... "odmłodziłem się".. gorące dyskusje również zbierają swoje krwawe ofiary.. no i zwycięstwo wschodnich braci.. dużo drzew w butelkach, krzyku i pewnej gry z kijkiem w roli głównej..
po zachodzie słońca, ale nie tak od razu, pełen luz w campusie bankowców... 2 ucieczki, 4 nowe twarze, 1 niedosłyszana odmowa.. i znów kilka drzew w butelkach... powrót ze słońcem w prostokącie na kółkach...
obiad wstał równo ze mną, albo na odwrót.. sam nie wiem.. decyzja chwili i znów ten sam campus.. tym razem trzy zagrożone wymarciem zwierzęta przebiegły po mojej głowie, przewracając po drodze trzy drzewa... spokój, spokój, spokój... a potem bach, ciach i coś niewytłumaczalnego stało się z moją i tak nadwyrężoną psychiką.. efekt? 4 nowe twarze, kilka cyferek i nagły odwrót spowodowany brakiem luzu, który gdzieś poszedł w czasie koncertu... a pewien liśc zapamiętam do końca życia, a przynajmniej do końca tygodnia;]
a teraz siedzę i myślę nad przemówieniem, którego nie napisałem i raczej nie napiszę.. znów żywioł.. tylko jaki dziś? ogień? woda? ziemia? powietrze?.. woda ognista? czy to połączenie dwóch żywiołów?.. ano, bo dziś bal.. szał ciał i takie tam... oczekiwania? tym razem brak.. czy dobrze? nie wiem.. się okaże...
myśl dnia:
wiara we własny wzrok jest proporcjonalna do stanu rozchwiania ciała... im większe esy-floresy, tym wiara większa...
PS
pozdrowienia dla nowej Czytelniczki... możesz pisać śmiało komentarze, my tu mądrości raczej nie wypisujemy ;]
zacznijmy od początku jednak...
słońce oświetlało jednorodzinne domki gdzieś na północy W... rozmowa o wszystkim i o niczym.. taka moja nowa oaza spokoju ulokowana bliżej niż ta najważniejsza, ale odnajduję tam spokój... brak sensu w tym zdaniu, ale cóż.. urocza, lekko zachwiana orientacja w terenie i w czasie.. no ale w pełni zrekompensowana dobrą kawą ;]
następnie godziny spędzone w pająku... "odmłodziłem się".. gorące dyskusje również zbierają swoje krwawe ofiary.. no i zwycięstwo wschodnich braci.. dużo drzew w butelkach, krzyku i pewnej gry z kijkiem w roli głównej..
po zachodzie słońca, ale nie tak od razu, pełen luz w campusie bankowców... 2 ucieczki, 4 nowe twarze, 1 niedosłyszana odmowa.. i znów kilka drzew w butelkach... powrót ze słońcem w prostokącie na kółkach...
obiad wstał równo ze mną, albo na odwrót.. sam nie wiem.. decyzja chwili i znów ten sam campus.. tym razem trzy zagrożone wymarciem zwierzęta przebiegły po mojej głowie, przewracając po drodze trzy drzewa... spokój, spokój, spokój... a potem bach, ciach i coś niewytłumaczalnego stało się z moją i tak nadwyrężoną psychiką.. efekt? 4 nowe twarze, kilka cyferek i nagły odwrót spowodowany brakiem luzu, który gdzieś poszedł w czasie koncertu... a pewien liśc zapamiętam do końca życia, a przynajmniej do końca tygodnia;]
a teraz siedzę i myślę nad przemówieniem, którego nie napisałem i raczej nie napiszę.. znów żywioł.. tylko jaki dziś? ogień? woda? ziemia? powietrze?.. woda ognista? czy to połączenie dwóch żywiołów?.. ano, bo dziś bal.. szał ciał i takie tam... oczekiwania? tym razem brak.. czy dobrze? nie wiem.. się okaże...
myśl dnia:
wiara we własny wzrok jest proporcjonalna do stanu rozchwiania ciała... im większe esy-floresy, tym wiara większa...
PS
pozdrowienia dla nowej Czytelniczki... możesz pisać śmiało komentarze, my tu mądrości raczej nie wypisujemy ;]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz