Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 25 września 2008

chwiejnym krokiem...

nieczystości- ekstrementy duszy mojej, myśli moich.. opakowane w pieluchę wielkich słów i tak lądują w koszu zanim ktokolwiek mógłby zwymiotować na ich widok.. i nie pomogłaby nawet uperfumowana chustka założona na nos.. nie spodziewałem się tylko tego, że mogę kogoś trwale tym okaleczyć, a jednak.. powinienem teraz szyderczo się zaśmiać i zatrzeć ręce.. świat leży u mych stóp.. słuchają mnie wyimaginowane tłumy wiernych, skandują moje imię.. raczej przeklinają, ale wizja to jednak przeurocza.. wolę wzbudzać nienawiść, pogardę czy coś w ten deseń, niż godzić się na obojętność.. nie musisz mnie kochać, możesz nienawidzieć, ale czuj coś do ciężkiej cholery... nie zgadzam się na obojętność.. i jeśli nie Ty.. przyjdą następni i to jest oczywiste.. nie ma ludzi niezastąpionych..tymczasem wielkimi krokami zbliża się dzień, który nic praktycznie nie zmieni, lecz jedynie zakończy pewien okres w moim życiu.. wydaje mi się, że tylko ja opieram się zaciekle jakiejkolwiek formie stabilizacji, chociaż podświadomie jej pragnę.. chwytam się mej niezależności z całych sił.. rozdzieram ją pazurami, gdy tymczasem WY pla-nu-je-cie.. zabijacie swój młodzieńczy spontanizm.. być może nadeszła na to pora, ale zaczynacie mnie przerażać.. wiem, że moja uliczka jest ślepa, ale tym razem to ja się nie wycofam, bo nie ufam sam sobie i muszę to sprawdzić.. przypomina to Ci coś B.? pamiętasz moje słowa wypowiedziane w pewnym klubie, na pewnych urodzinach, pewnym osobom? "ja już taki jestem, że często zmieniam klimat".. i nie pomogły uśmiechy i zapewnienia, że pewnie to procenty zaważyły na mych słowach... stało się.. długotrwała rozłąka z osobami, wśród których mogła być nawet ta, którą byłbym w stanie pokochać.. lecz stało się, a że rola syna marnotrawnego nigdy nie była moją najlepszą... zdarza się- jak mówił mój ulubiony bohater, tyle że mu chodziło o 300 tysięcy trupów, a ja mówię o aborcji na kiełkującym dopiero co uczuciu.. żal? czy go czuję? czas leczy rany.. wyleczył i w tym wypadku.. pacjent ozdrowiał.. pozostały blizny..raz na wozie, raz pod wozem.. coś ciągnie mnie w dół i nie wiem co to jest, ale jest na razie niezauważalne dla innych, więc... czy w ogóle płynie z tego jakikolwiek wniosek?byłem kimś w swoim małym wyimaginowanym świecie, który był moim życiem.. po raz drugi używam słowa "wyimaginowany".. przypadek? raczej tak.. albo nieznajomość synonimów.. ale wracając do tematu, teraz czuję się jednym z wielu.. wielki upadek, ze szczytu w szary tłum.. ;] taaa... aby wybił się ktoś ponad tłum, ktoś inny musi służyć mu za podnóżek.. kręgosłup już mi wysiada... na dzisiaj to tyle...nawet Nielba przegrała...

Brak komentarzy: