Łączna liczba wyświetleń

sobota, 29 listopada 2008

Ryczałt 3,20...

przystanek suchych ludzi.. na nim 120stka... stary, krótki jelcz.. i P. na ławce zasłuchany w melodię.. jaką? nie wiem.. park.. miejsce spotkań.. gdzieś koło Słowackiego, Mickiewicz czy tam innego Fredry.. i tu niespodzianka.. trunek o zapachu chleba ma antygwintówkę.. i co teraz? pomysły.. setki na minutę.. jogobellowe kubeczki? ale gdzie? o tej porze?.. zawias.. zamęt.. zaniepokojenie dusz spragnionych chleba.. i wędrówka przez miasto.. znienawidzone.. w poszukiwaniu marzeń.. pełni myśli, trosk, problemów.. opowiadamy sobie o nich.. tych bardziej i mniej męczących.. tych poniewierających nasze zmysły, depczących serca.. zabijających fantazję krótkich słów.. i w końcu znalazło się rozwiązanie.. w miejscu, na które dożywotnio skazał mnie los zakupione dwa opakowania na coś co staje się z naszym pokarmem.. oczywiście z nocnym ryczałtem.. bo jakże inaczej.. tramwaj? nie, nie było tramwaju.. bulwar, gdzie ktoś kiedyś nura dał do Odry, a inny ktoś pod bluzkę dziewczyny... toasty.. grymas na twarzy.. gorzko, duszno.. żywy ogień w naszych gardłach i pytania o sens.. prowokacyjne zachowania.. sztuczny śnieg.. parę uśmiechów.. test przydatności społeczeństwu.. test dopasowania do niego.. i samotny spacer do miejsca, gdzie przyszło mi spędzić ostatnie lata... i wciąż nie odnaleźiśmy sensu..

PS. ze specjalną dedykacją dla towarzysza wczorajszych wędrówek wgłąb pszenicznej flaszki...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

najdroższa jednorazowa zastawa prawie stołowa

Bartek pisze...

prawie.. to słowo klucz i każdy wie czemu.. ;]