Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 28 kwietnia 2009

przewodnik krakowski...

PIĄTEK
W piątkowy wieczór udaliśmy się wraz ze znajomymi do dawnej stolicy Polaków w celach kulturalno-oświatowych. Dzielny nasz kierowca B., mimo ciemności i zmęczenia dowiózł nas na miejsce w iście rekordowym czasie. Podczas całej podróży samochodem, pozostała trójka przeglądała przewodniki po K. zakupione jeszcze w sklepie we W. Przecież chcieliśmy być przygotowani na każdą ewentualność. Hostel- marzenie, dla takich wytrawnych turystów jak my. Szybki prysznic i już byliśmy gotowi do nocnego zwiedzania. K. za dnia już znaliśmy, więc postanowiliśmy spróbować czegoś nowego. Reaktywacja naszego starego zespołu turystycznego stała się faktem. Przy kieliszku dobrego wina słuchaliśmy muzyki w wykonaniu najznamienitszych gwiazd z krakowskiego światka muzycznego. Wśród wykonawców brylowała Lady Ska- wykonawczyni, której nie jeden padł by do stóp. Jej subtelny głos powalał na kolana. Jej muzyka miała smak imbiru. Towarzyszyła jej kobieta o mentalności 6-letniego dziecka. Nasz kulturalny wieczór z muzyką skończył się nad ranem, gdy jako spełnieni melomani wracaliśmy krętymi uliczkami Krakowa do hostelu.
SOBOTA
Sobotniej pobudki nie będę wspominał mile, a to za sprawą pewnego gościa, któy brutalnie obudził mnie z mojego pięknego muzycznego snu. Wczesną ranną porą do naszego pokoju wpadła dość nietrzeźwa osoba płci żeńskiej, która wniosła do naszego pokoju zapachy wczorajszej mocno zakrapianej imprezy, na której niewątpliwie się znajdowała. Po krótkiej wymianie zdań poszła spać i nie wstała (o zgrozo!) do godziny 14. My natomiast po sytym śniadaniu zaszczyciliśmy swą obecnością memoriał szachowy, w któym występowały gwiazdy sportu i estrady, między innymi krakowska drużyna footbalu amerykańskiego. Obiad w jednej z droższych krakowskich restauracji okazał się rajem dla mego delikatnego podniebienia. Niestety po powrocie natknęliśmy się w naszym hostelu na grupę osób zachowujących się w sposób skandaliczny. Nie wiem czy jesteście sobie w stanie to wyobrazić, ale waz z poznaną nad ranem dziewczyną spożywali alkohol. Nie chcieliśmy być świadkami upadku tych młodych ludzi, więc odwiedziliśmy po kolacji znanego krakowskiego alchemika, który pokazał nam wiele ciekawych sztuczek z pewną popularna substancją chemiczną. Myśleliśmy, że już nic nas nie zaskoczy, ale jakże wielkie było nasze zdziwienie, gdy na Kazimierzu spotkaliśmi znanego jazzowego impresario wraz ze swoją podopieczną- wschodzącą jazzową gwiazdą z Holandii. Nie będę ukrywał, że to ja wpadłem na pomysł, abyśmy podeszli pod jego mieszkanie, za co koledzy byli mi później bardzo wdzięczni. Specjalnie na prośbę jednego z nas Holenderka wykonała swój najlepszy numer bez żadnych instrumentów. To był wieczór! A po drodze do hostelu P. zaprosił nas wszystkich na lody.
NIEDZIELA
Dzień powrotu do szarej rzeczywistości. Jednakże z samego rana zdążyliśmy jeszcze wystartować w maratonie. Oczywiście nie liczył się wynik, lecz sam fakt udziału wtej prestiżowej imprezie. Najlepiej z nas wypadł S., który zrobił sobie pamiątkowe zdjęcie z Sebastianem z Kenii- zwycięzcą zawodów. Wielkie gratulacje!

Nie mogę się doczekać kolejnego wypadu do K.

1 komentarz:

Szyszka pisze...

Dla takich wieczorków aż chce się pojachać znów do Krakowa :)