Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 19 lipca 2011

o d... Maryni...

ludziom brak słów z różnych powodów.. a to są czymś zaskoczeni... a to przestraszeni.. zachwyceni... zszokowani..
mi też ostatnio odjęło mowę.. z jakiego powodu? zostałem zaszczuty potokiem słów.. topiłem się w lawinie niepowiązanych ze sobą części mowy... a wszystko to przez pewien przedmiot (nie to, że przedmiotowo traktuję osobę, która była moim rozmówcą), przedmiot-bohater dwugodzinnego monologu szarpanego jak stosunek przerywany.. ta plastikowa, kolorowa butelka rodzaju męskiego, którą zwą bidonem stała się wbrew swej woli narzędziem tortur w niedzielne spokojne przedpołudnie.. a to, że fajny.. a to, że trzeba do niego wlać wodę i ją schłodzić (nowość!).. albo na odwrót.. a to, że się kiedyś zablokował i prawie spowodował śmierć z odwodnienia podczas 10-kilometrowej przejażdżki.. a to, że to już chyba za długo jest w lodówce.. i od początku... bidonowa paplanina.. nie potępiam.. każdy jakieś hobby ma.. a ja w domu mam chomika, kota, rybki oraz psa...
i pomyśleć tylko, że ten dzielny bidon poznałem przez to, że akurat ktoś już dawno temu nie zmienił koloru włosów, ale to już całkiem inna historia... lub histeria...

Brak komentarzy: